Polecany post

Nowy rok, nowe ulotki, stare probleny - zbiórki itp

Witam Was serdecznie. Moi drodzy jak wiecie wydatki na leczenie nie maleją, a wręcz przeciwnie rosną... Od początku roku straciłam też jed...

sobota, 10 grudnia 2016

Z wakacyjnych wspomnień kiedy to była jeszcze mobilizacja ...






















Witam. Dziś naszła mnie pewnego rodzaju refleksja, nie ukrywam jednak, że podejrzewam. że sama nie jestem w tym temacie. Jak to jest, że zimą lub jesienią ten sam ból jest znacznie silniejszy niżeli w okresie wiosenno letnim. Nawet pokonując ten sam dystans, wykonując ten same czynności. Chcę Wam dzisiaj przedstawić pewne historie z moich wakacji stąd tyle zdjęć na udokumentowanie tras, trudu i osiągnięć. Ale może rozpocznę od początku i stopniowo rozwinę swoją myśl. Otóż tegoroczne wakacje 2016r. spędziłam w pewnej części w Chorwacji (mając okazję nie tylko plażować, ale przede wszystkim zwiedzać liczne Parki Narodowe, które posiada ten przepiękny kraj). Wycieczka była wymysłem bliskiej mi osoby, dwa miesiące wcześniej bez namysłu nagle poinformowała mnie, że właśnie tam wyjeżdżamy. Ponieważ ja lubię znać miejsca swojej podróży i wszystko zaplanować (kulturę regionu, jedzenie, wiedzieć o zabytkach- tak było i teraz, musiałam wszystko wyczytać, żeby wiedzieć co i kiedy będę chciała zobaczyć, żeby przez swoją niepełnosprawność móc zorganizować sobie czas wcześniej a nie później na ostatnią chwilę zastanawiać się co mogę a co nie).
Jednym z osiągnięć była Twierdza Nehaj, dałam radę po trudnych schodach wejść na sam szczyt i podziwiać piękne widoki :) i wtedy nie liczył się ból , skurcze nóg, czy strach, że coś się zwichnie, wtedy ważne było to, że chcę osiągnąć cel, że chcę zobaczyć widoki z góry i udało się nie licząc tego, że po drodze miałam okazję poznać historię miasta, ( ciekawą i niezwykle waleczną ), bo mieści się tam muzeum.
Kolejny dzień to już był... sama nie wiem jak to nazwać, czy głupota, czy  wyczyn, czy jeszcze coś innego. Narodowy Park Jezior Plitwickich, tak dużo się naczytałam na temat tego miejsca, ponad 90 wodospadów 16 jezior góry wspinaczka... miejsce RAJ na ziemi... ale jednocześnie bardzo niebezpieczne i w tym miejscu JA...  Nie dość, że pierwszy raz za granicą to jeszcze w raju. I jeszcze dlaczego Agnieszka miałaby iść na łatwiznę i wybrać łatwą, krótką trasę i prawie nic nie zobaczyć - więc... Wybraliśmy trasę C jedną z najdłuższych 8 km (na moje szczęście chociaż krótki fragment płynie się statkiem, a z góry zjeżdża się autobusem), bo ja pod górę wejdę, aje już z góry to zjeżdżam na pupie :) a tyle kilometrów... to bolałoby. Ale uwierzcie mi, że gdyby nie fakt, że byłam tak mocno nakręcona na zobaczenie tego, to nigdy w życiu nie przeszłabym tej trasy. Trasa jak dla osoby niepełnosprawnej bardzo trudna, ja się kilka razy przewracałam, bałam się, że kule mi utkną między deskami na mostku, bo były szparki i trzeba było dodatkowo uważać. raz droga prosta, za chwilę schody, różnej wielkości, to w górę, to w dół. Każdy krok sprawiał mi ból. ortezy na nogach tarły o siebie w końcu zrobiły się rany zaczęły krwawić. Moi bliscy na każdym kroku pytali się czy wracamy, bo była możliwość zawrócenia, ale ja tak bardzo, chciałam to przejść, zobaczyć i przede wszystkim nie poddać się, że nie mogłam inaczej, w końcu walczyłam sama ze sobą.(Po za tym muszę przyznać, że pogoda też była moim sprzymierzeńcem - bo przecież kto w środku lata spodziewałby się w Chorwacji opadów niewielkiego deszczu i temperatur 17 stopni, ale dzięki temu, że nie było upałów dałam radę, bo w upale odwadniając organizm byłoby znacznie gorzej i ciężej). Od połowy trasy ludzie pełnosprawni zaczęli mi kibicować co powoli dodawało mi sił. Leki na astmę były w użyciu co kilka kroków bo oddech był coraz to gorszy. musiałam się ratować. tabletki przeciwbólowe ile tylko mogłam, ale żeby nie przedawkować, co kilka ławeczek przerwa. I z każdym krokiem coraz więcej braw, ukłonów i gratulacji w różnych językach świata :) co naprawdę dodawało sił na następne kroki, bo  wiedziała, wtedy że właśnie la tych ludzi nie mogę się poddać i pomimo tego, że ból wykrzywiał i osłabiał do granic możliwości to przecież byli Ci co we mnie wierzyli i mnie podziwiali no to przecież jak Ja Agnieszka Stępień mogłabym Ich zawieść, więc zaciskałam zęby ukrywałam łzy pod deszczem i szłam dalej modląc się, żeby był już jak najszybciej autobus i koniec trasy i żebym dała radę dojść. No bo przecież jak to będzie wyglądało jak ja nie dojdę, przecież ja jestem twarda itd.
Kiedy doszłam do wyjścia nie i ktoś z przechodniów mijających mnie pokłonił się i zaczął mi bić brawo już nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre... Bo dałam radę... Co prawda podróż do apartamentu już spałam i cały następny dzień nie wstawałam z łóżka po osłabieniu, ale osiągnęłam cel.
Kolejnym parkiem był Velebit, gdzie jako osoba niepełnosprawna miałam przywileje, ale i tak chciałam tam trochę pochodzić, dopiero przy zejściu skorzystałam z przywilejów i poprosiłam żeby po mnie wjechał transport, który był na parkingu ( gdzie po parku nie wolno jeździć - ale jako osoba niepełnosprawna ruchowo mogłam korzystać z przywilejów, nie tylko tańszy bilet, ale i możliwość wjazdu), bardzo fajne rozwiązanie, bo dzięki temu nie miałam tak dużego wysiłku z zejściem :)
Zastanawiam się jak to jest, że jak mamy mocną mobilizację to potrafimy robić, rzeczy nieosiągalne na co dzień ( bo uwierzcie mi ale drugi raz nie przeszłabym tej trasy), teraz kiedy jest zimna mam często problem bo coś boli i wstać z łóżka a wtedy... Może gdyby nie doping ze strony nieznajomych to by to inaczej wyglądało, ale Ci ludzie naprawę mnie podziwiali i dziękuje Im za to bo dali mi siły na dalszą drogę.
Czy u Was też tak się zdarza, że przy większej motywacji możecie przenosić przysłowiowe góry, a bez niej nie podniesiecie piórka?
Zapraszam do czytania, przekazywania dalej informacji o blogu. Zachęcam do komentowania jak to u Was wygląda ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz