Polecany post

Nowy rok, nowe ulotki, stare probleny - zbiórki itp

Witam Was serdecznie. Moi drodzy jak wiecie wydatki na leczenie nie maleją, a wręcz przeciwnie rosną... Od początku roku straciłam też jed...

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Ciężki powrót bez dokończonej diagnostyki

Witam Was serdecznie. W poniedziałek  04.12.2017r. dostałam wypis ze szpitala. Otrzymałam go po godzinie 16.Do domu wracałam bardzo ciężko, ponieważ w piątek po obiedzie miałam nakłucie lędźwiowe (pomimo tego, że leżałam 6 godzin nieruchomo, całkowicie), a później tylko niewielki ruch (choć lekarka zalecała 2 godziny leżenia) to w sobotę stopniowo w ciągu dnia zaczęły nasilać się objawy zespołu po punkcyjnego. W sobotę wieczorem po spacerze z innymi pacjentkami po szpitalu zasłabłam i wróciłam na oddział. Po samej punkcji i do wypisu piłam prawie samą kolę i kawę, żeby jak to lekarz dyżurny określił szybciej podnosząc ciśnienie uzupełnić duże braki płynu rdzeniowo- mózgowego . Niestety, w niedzielę nastąpił czas nasilenia się objawów. Musiałam leżeć w miarę na wznak i jak najniżej (wtedy objawy niemalże znikały), ale przy każdej próbie podnoszenia się był bardzo silny ból głowy, zawroty nawet na siedząco, sztywny kark, wymioty. Nic nie pomagała, ba wieczór lekarz dyżurna na obchodzie zaleciła kroplówkę przeciwbólową z paracetamolu i drugą z elektrolitami żeby nawodnić organizm (gdzie wcześniej wypiłam 4 litry rozgazowanej koli i wody). Niestety w poniedziałek było to samo, objawy nie mijały, a ponieważ mam słabe żyły to na jedną kroplówkę szły dwa, trzy wkucia (wenflony- bo żyły pękały, albo robił się tak szybko stan zapalny). Moja doktor prowadząca zdecydowała się wypuścić mnie w takim stanie. Poprosiłam o kolejne kroplówki, żebym dała radę 20 minut dojechać do domu, 10 minut autobusem a pozostałe wózkiem na przystanek i z przystanku. Kroplówki dostałam około11-12, wypis miał być o 13. Okol 12.30 przyjechały siostry żeby zabrać moje rzeczy do domu, a ja miałam sama wracać, na moje szczęście zmieniły zdanie i zostały ze mną. Wypis dostałam późno, leki już dawno przestały działać, sama nie byłam w stanie pochylić się żeby założyć nawet buty. Pani doktor przyszła przed 15 oznajmiła, że miała ważne spotkania i że wypis dostanę za 15 minut. Poprosiłam o kolejną kroplówkę... Niestety, żyła strzeliła, a niezbyt chętna pielęgniarka, żeby włożyć nieco wysiłku i wkłuć się uznała, że jest to niepotrzebne. Wypis dostałam po godzinie, po wypis musiałam jeszcze jechać do pokoju lekarskiego bo pani doktor chciała ze mną porozmawiać. Efekt był taki, że nie byłam w stanie rozmawiać, bo co chwilę było mi słabo robiło się czarno przed oczami i tylko się męczyłam, a pani doktor raczyła mnie poinformować, że płyn rdzeniowo- mózgowy nie nadawał się do zbadania bo było w nim za dużo krwi... Nie byłam w stanie nic powiedzieć, ale jestem wściekła, ponieważ lekarka uważa że moje problemy są przez kręgosłup szyjny i że dobrze żebym go zbadała (niestety w wypisie nie ma o tym ani słowa). Po za tym za złej jakości płyn uważam błąd lekarza... Wiedząc o mojej chorobie podstawowej, zdając sobie sprawę, że jest mocno pokrzywiony kręgosłup, wystarczyło spojrzeć w zdjęcia, żeby mieć, chociażby jakiś zarys do tego jak kłuć... Ale pani doktor uznała, że nie potrzebuje żadnych zdjęć... Efekt był taki, że kłuła mnie 5 czy 6 razy (nie powiem dokładnie ile bo po 4 razie przestałam liczyć, a kłuła jeszcze raz lub dwa) i dziwi się, że poleciało dużo krwi... Po za tym jeśli podejrzewa że jest to problem z kręgosłupem wystarczyło zrobić na miejscu RM a nie mówić mi żeby inny lekarz to zlecił, ale nawet nie pisząc o tym. Tym bardziej, że poszłam tam w trybie planowym (czekałam około miesiąca od zgłoszenia się na przyjęcie), a mam w dokumentacji podane, że w trybie ostrym przyjęta z izby przyjęć ostrej (więc nie miała problemu ze zleceniem RM, ale po co jeszcze się nie potwierdzi i trzeba będzie dalej szukać przyczyn... Po co?!) . Jak wyszłam do domu po przeczytaniu karty okazało się, że EMG też jest źle zrobione- dodajmy, że przez warunki miałam silną migrenę, światłowstręt itp a wystarczyło jak było wolne miejsce na sali przenieść mnie lub chociażby jedno światło zgasić - nie chciałyśmy wszystkich tylko jedno które przez 24 godziny na dobę było zapalone nad moją głową). Naprawdę, gdyby nie to sztuczne światło to nie przeszkadzałoby mi gdzie leżałam. Moja wściekłość była na tyle, że jedyne badania miarodajne z tego co miałam wykonane przez tydzień czasu pobytu na oddziale neurologii szpitala przy ul. Bursztynowej 2 w Warszawie to badania krwi i to podstawowa morfologia. To jest chore... Ostrzegam wszystkich kto może niech unika tego miejsca. Całkowity brak organizacji, chaos i brak kompetencji...
Pani doktor M G-R jest tego przykładem(ja uważałam, że lekarz z około 15 letnim stażem potrafi zrobić punkcję lędźwiową- myliłam się). Skutkiem tego minął tydzień, a ja nadal cierpię na zespół po punkcyjny, co powoduje, że nie poszłam na zaplanowane wizyty lekarskie 4 na niektóre z nich czekałam po 8 miesięcy... Pewnie gdybym była mniej razy kłuta byłoby słabiej, albo krócej. Do tego dochodzi ciągły ból pleców (okolice wkłucia).
Wniosek jest jeden, jeśli dla zrobienia badań krwi trzeba tak cierpieć, to ja odpadam i NIE DZIĘKUJĘ!!!
Wracając autobusem do domu po 5 minutach musiałam wysiąść bo było mi nie dobrze, po drodze 4 razy zasłabłam, czarno przed oczami, pot i dreszcze. A dodam, że mój wózek posiada funkcję rozłożenia oparcia i jechałam niemalże na leżąco.
A i kolejna sprawa, pani doktor nie podoba się fakt, że jeżdżę takim wózkiem (tylko kilku innych specjalistów uważa, że to jedyne wyjście dla mnie- tym bardziej, że ja mam pokój na piętrze i tak muszę wykonać ruch, żeby się tam dostać), Ale ta pani doktor uważa że przesadzam... Pozostawię to bez mojego komentarza, bo nie chcę używać tu aż tak ostrego słownictwa.
Na tym kończę tego posta. Zapraszam do czytania, obserwacji, komentowania...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz