Odebrałam orzeczenie. Jestem nawet zadowolona. chociaż stres był duży i standardowo jest na okres dwóch lat, tak jak gdybym miała wyzdrowieć - jak gdyby choroba genetyczna była uleczalna, lub chociaż w jakimś tam stopniu miałaby poprawić moją kondycję. Czy to jest jeszcze możliwe?
Dziś byłam mocno zaskoczona bo pani w sekretariacie oddała mi większość dokumentacji zebranej w ciągu 21 lat uzasadniając, że jest tego tak dużo i można się pogubić ( ale zawsze mi tłumaczono, żebym przynosiła całą dokumentację- a tu Im się znudziła :) ) Kto by pomyślał. Mieli przecież co chcieli, no ale co ja mogę... Na szczęście wygląda na to że na tą chwilę mogę zamknąć tę sprawę. Następna komisja w ZUS na przełomie nowego roku a marca jakoś tak. To orzeczenie uprawomocni się za dwa tygodnie więc na czas kiedy będę szła na operację i nie będę mogła od razu złożyć wniosku na kartę parkingową i legitymację, więc będę mogła zrobić to dopiero po operacji. Czyli teraz załatwianie wszystkich formalności, zaświadczeń, ubezpieczeń itp.
A jeżdżenie na wózku inwalidzkim po moim mieście rodzinnym, gdzie jest dziura, na dziurze, wysokie krawężniki i nie zawsze jeżdżą autobusy niskopodłogowe (a jeśli już przyjeżdża to nie zawsze ma platformę), żeby można było do autobusu wjechać. droga, żeby coś załatwić wyjście z domu i droga urzędu miasta próba dostania się tam następnie siedziba urzędu KRUS i schody gdzie na wózku inwalidzkim dostanie się jest nie możliwe. dokładnie do samego urzędu jest podjazd a tuż przed nim na osiedle prowadzą schody i inaczej się nie dostanę :( (dobrze, że byłam z drugą osobą, która mogła mi pomóc), ale i tak taka podróż i te formalności w małym miasteczku zajęły mi kilka godzin. Niestety na chodnikach dziura goni dziurę, wszędzie wysoko, niestabilnie. Ostatnio będąc w Warszawie poruszałam się tym ręcznym wózkiem i dawałam sobie radę z jazdą, po mieście, zakupami, (chociaż wiele jeszcze jest do zrobienia), tak w małych miejscowościach taka wyprawa to prawdziwa wyprawa przez tor przeszkód, nie byłam w stanie zrobić sama kilku metrów. I było mi wstyd bo byłam taka zależna od innych. Bo nawet jak były podjazdy a nie krawężniki (a większość jednak krawężniki i to około 10 cm to sobie wyobraźcie jak ta droga wyglądała ),to były takie dziury, że wózkiem nie mogłam przejechać. To nie do pomyślenia, że w czasach obecnych mamy takie sytuacje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz